Aktualności

NIE DOPUŚCIMY DO ZAMKNIĘCIA NASZEJ STOCZNI!

ROZMOWA Z ANETĄ STAWICKĄ PRZEWODNICZĄCĄ OKRĘGU ZACHODNIOPOMORSKIEGO FEDERACJI ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH METALOWCÓW I HUTNIKÓW W POLSCE I PRZEWODNICZĄCĄ MIĘDZYZAKŁADOWEGO ZWIĄZKU ZAWODOWEGO PRACOWNIKÓW STOCZNI „GRYFIA” W ŚWINOUJŚCIU.

Przewodnicząca Aneta Stawicka.


MH”: Pani Przewodnicząca w sierpniu odbyło się posiedzenie rady miasta Świnoujście zwołane na prośbę związków zawodowych. Jaka była przyczyna tego nadzwyczajnego posiedzenia władz miasta?
A.Stawicka:
20 sierpnia rada miasta zwołała nadzwyczajne posiedzenie, które ze względów na pandemię odbyło się w amfiteatrze w Świnoujściu. To spotkanie włodarzy miasta, radnych, związków zawodowych i ludzi, którym bliska sercu jest stocznia miało charakter można powiedzieć interwencyjno-informacyjny, gdyż stoimy na skraju przepaści. Przepaści, do której chce nas zepchnąć zarząd spółki. Niestety nikt z rządu, ani też parlamentarzystów PiS nie pofatygowali się na to posiedzenie. Szkoda, bo przedstawiłam na nim złożoną i trudną sytuację w jakiej znalazła się cała Stocznia Remontowa Gryfia, ze szczególnym uwzględnieniem naszego oddziału. Podsumowując powiedziałam, że sytuacja stoczni w Świnoujściu i jej pracowników jest dramatyczna. Grożą nam zwolnienia i likwidacja zakładu, pomimo iż obecna władza głosiła hasła o reindustrializacji i odbudowie przemysłu stoczniowego. Na naszym przykładzie mogę z całą stanowczością powiedzieć, że były to tylko hasła wyborcze nie mająca pokrycia w decyzjach. Jak to często bywa rzeczywistość okazała się zgoła odmienna od planów i obietnic. Dziś strona społeczna i pracownicy walczymy o naszą przyszłość, o stocznię w Świnoujściu, która ma zamówienia, wykonuje remonty i jako samodzielny podmiot z całą pewnością poradziłaby sobie na rynku.

Od momentu połączenia ze stocznią w Szczecinie, któremu byliśmy przeciwni, borykamy się z ogromnymi problemami. Wmawiano nam, że to połączenie poprawi naszą sytuację i staniemy się jednym, silnym zakładem – stocznią Gryfia i pod tą wspólną marką wypłyniemy na pełne morze. Okazuje się, że ani nie wypłynęliśmy, ani też nie jesteśmy jednym zakładem, ale Świnoujściem – konkurencją dla Szczecina, której trzeba się pozbyć. Problemy całej Gryfii próbuje się przerzucić na nasz oddział, a tak prawdę mówiąc to Szczecin nie ma doku, bo ten który jeszcze istniej jest wyeksploatowany i idzie na złom. To pokazuje jak w ostatnich latach dbano o całą infrastrukturę przemysłową stoczni w Szczecinie, która przynosiła około 30 proc. jej dochodów. Do tego dochodzi brak zamówień na remonty. Największy dok nr 5 przeważnie stoi pusty lub stawia się w nim jakieś dwie mniejsze jednostki. Ale to są działania marketingowe, które mają pokazać, że w Szczecinie coś się robi.

W Świnoujściu nie narzekamy na brak pracy. Dlatego też nie możemy zrozumieć logiki działań zarządu Gryfii pod kierownictwem prezesa Krzysztofa Zaremby, który chce zabrać wszystko, co tylko się da i przenieść całą produkcję do Szczecina nazywając to modernizacją stoczni. Moim zdaniem to nic innego jak zniszczenie dobrego zakładu kosztem innego, który ma problemy. Zarządowi wydaje się, że sprzedaż Świnoujścia to remedium na całe zło. Nic bardziej mylnego. Już wiadomo, że żaden z naszych stałych armatorów nie postawi swojego statku do remontu w Szczecinie. Myślę, że kadra kierownicza Gryfii dobrze zdaje sobie z tego sprawę, tylko nikt o tym głośno nie mówi.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze “MH” 19/2020.