DIALOG SPOŁECZNY POZOROWANY
Rozmowa „MH” z Markiem Kijasem przewodniczącym NSZZ Pracowników CMC Poland Sp. z o.o. i spółek, wiceprzewodniczącym Federacji Związków Zawodowych Metalowców i Hutników w Polsce.
„MH”: Panie Przewodniczący. Jako działacz związkowy przez wiele lat uczestniczył Pan w licznych spotkaniach na szczeblu centralnym, na których poruszano kluczowe sprawy hutnictwa. Ich efekt uzależniony był od jakości prowadzonych rozmów. Jak Pan obecnie ocenia dialog społeczny w naszym kraju?
M.Kijas: Pamiętamy jak prowadzony był dialog za rządów PO-PSL. Bezproduktywne spotkania doprowadziły do jego zerwania przez stronę społeczną. Po wprowadzeniu ustawy o Radzie Dialogu Społecznego liczyliśmy na to, że partia rządząca PiS, która ma duże poparcie związku zawodowego Solidarność, wywiąże się z obietnic i ten dialog będzie wreszcie prowadzony rzetelnie. Tak się nie stało i w tym miejscu chciałbym przytoczyć słowa, świętej pamięci przewodniczącego OPZZ Jana Guza, który na początku tego roku mówił, że „dialog społeczny w naszym kraju nie istnieje, że jest on pozorowany”. I z tym twierdzeniem całkowicie się zgadzam. Zresztą przykłady takiego pozorowanego dialogu lub jego braku można mnożyć.
W ubiegłym roku, na posiedzeniach Zespołu Trójstronnego ds. Społecznych Warunków Restrukturyzacji Hutnictwa, czy Rady Dialogu Społecznego, całe środowisko hutnicze alarmowało o nadchodzących problemach w hutnictwie. Nikt nie chciał nas słuchać. Zdarzało się, że przedstawicieli strony rządowej po prostu nie było. Po kilku miesiącach okazało się, że pojawiły się problemy: jak choćby, odroczone w czasie, wygaszenie części surowcowej w krakowskim oddziale ArcelorMittal, ogłoszenie upadłośćci ISD Huty Częstochowa, czy walka o przetrwanie Huty Pokój. Ale to nie koniec problemów sektora, który boryka się ze stale rosnącymi kosztami, mogącymi w konsekwencji doprowadzić do upadku kolejnych zakładów hutniczych. W przedstawionym przez premiera Mateusza Morawieckiego projekcie budżetu na rok przyszły ma nie być deficytu. Tylko jeśli przeanalizujemy go dokładnie, spora część wpływów pochodzi m.in. z opłat za emisję dwutlenku węgla. Cały czas apelujemy i podkreślamy, że takie obciążanie, wielu branż przemysłu, jest w dłuższej perspektywie po prostu nie do udźwignięcia. Nikt nie słucha związków zawodowych, nie próbuje zrozumieć naszego punktu widzenia, więc jak można mówić o dialogu.
„MH”: A jednak coś się dla hutnictwa robi. Po kilku latach starań przemysł energochłonny uzyskał rekompensaty…
M.Kijas: Tak to prawda. Ustawa weszła w życie i od nowego roku będziemy mogli ubiegać się o rekompensaty. Chciałoby się powiedzieć: lepiej późno, niż wcale, ale trzeba pamiętać, że pieniądze na te rekompensaty dla przemysłu energochłonnego pochodzą z opłat za emisję dwutlenku węgla. Czyli koło się zamyka. Z jednej strony wpłacamy do budżetu, a z drugiej będziemy mogli część tych pieniędzy odzyskać w ramach rekompensat. Oczywiście, jest to niewątpliwy sukces środowiska hutniczego. Jednak w najbliższych latach czekają na nas kolejne zagrożenia, o których głośno mówimy, jak choćby ustawa o rynku mocy, czy ustawa o odpadach. Na rekompensaty czekaliśmy chyba 5 lat. Więc przy takim zaangażowaniu strony rządowej, na nowelizację kolejnych, szkodliwych dla hutnictwa ustaw, też będziemy czekać lata. Dla niektórych firm może być to zabójcze. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu “MH” 39/2019