PRZED NAMI CZAS TRUDNYCH DECYZJI
ROZMOWA “MH” Z ANDRZEJEM KAROLEM PRZEWODNICZĄCYM KRAJOWEJ SEKCJI HUTNICTWA NSZZ “SOLIDARNOŚĆ”
„MH”: Panie Przewodniczący. Za nami bardzo ciężkie 12 miesięcy dla sektora hutniczego w Polsce i jego pracowników. Proszę o kilka słów podsumowania.
A.Karol: To faktycznie był bardzo trudny rok zarówno dla przedsiębiorstw hutniczych w Polsce jak i całej Unii Europejskiej. Zanim jednak przejdę do podsumowania produkcji w naszym kraju, to chciałbym nakreślić obraz sytuacji w Europie. Z danych za 11 miesięcy opublikowanych przez World Steel Association wynika, że mamy duże spadki sięgające nawet kilkudziesięciu procent. Ubiegłoroczna produkcja w 27 krajach unijnych spadła o prawie 8 proc., a w pozostałych państwach Europy o 6,3 proc. Trzeba też pamiętać, że bazą porównawczą jest rok 2022 gdzie również odnotowaliśmy dość pokaźne spadki. W Polsce spadek produkcji jest jeszcze większy. Według wstępnych szacunków może sięgnąć nawet dwudziestu kilku proc.
Pod koniec ubiegłego pracownicy ArcelroMittal Poland oddział w Krakowie zostali poinformowani o wygaszeniu, na razie, na gorąco koksowni oraz o likwidacji w dwóch etapach spółki zależnej ArcelorMittal Tubular Products Kraków. Z premedytacją na razie, bo pamiętam, jak by było to dziś, sytuację z końca 2019 roku. Wówczas władze koncernu również zapewniały o czasowym wygaszeniu wielkiego pieca i części surowcowej w Krakowie. Co zostało z tych obietnic, wszyscy dobrze wiemy.
Trudna sytuacja rynkowa ponownie odbija się na krakowskich hutnikach, choć w innych lokalizacjach również nie jest dobrze. Jak na razie udaje się odłożyć ostateczną decyzję o wygaszeniu wielkiego pieca nr 3 w Dąbrowie Górniczej i miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. W Sosnowcu postój został przedłużony, bodajże do końca I kwartału roku bieżącego. To w skrócie obraz sytuacji u największego producenta stali w polskich zakładach.
U innych sytuacja jest również bardzo skomplikowana. Najgorzej jest chyba w Grupie Węglokoks, gdzie z ogromnymi problemami boryka się Walcownia Blach Batory,Huta Pokój i powstałe z jej majątku spółki . To efekt min. braku zakończenia procesu restrukturyzacji. Diametralnie odmienna jest sytuacja hutników z Łabęd. Od dłuższego czasu stoi Huta Częstochowa, której właścicielem jest Liberty Steel. Z hucznych zapowiedzi wzrostu produkcji i przyjmowania pracowników nic nie zostało zrealizowane, a ludzie przez większość czasu są na postojowym.
Z wielką troską patrzymy na Grupę Cognor, która w roku ubiegłym rozpoczęła na ogromną skalę procesy inwestycyjne. Jest to jedyna spółka hutnicza, która realizuje budowę od podstaw nowego zakładu w Siemianowicach Śląskich. Niestety wraz z rozpoczęciem inwestycji przyszło załamanie rynkowe. Do tego dochodzą problemy z uruchomieniem modernizowanej, a de facto budowanej prawie od podstaw walcowni w Krakowie. To niekorzystnie wpływa na stalownię w Łabędach, która po prostu stoi.
Bacznie przyglądamy się również Celsie Huta Ostrowiec. We wrześniu ubiegłego roku wierzyciele decyzją sądu w Barcelonie przejęli kontrolę nad Grupą Celsa. Teraz rozpoczyna się proces porządkowania i sprzedaży. Z informacji medialnych wynika, że obecni właściciele – instytucje finansowe, chcą sprzedać aktywa hutnicze inwestorowi branżowemu. Pytanie czy takowy znajdzie się w czasie kryzysu? I to kto będzie? Huta w Ostrowcu Świętokrzyskim jest nowoczesnym zakładem i moim zdaniem nie powinna mieć problemu ze znalezieniem nowego właściciela. Jak na razie nic się nie zmieniło, pracownicy realizują plany produkcyjne zgodnie z złożonym harmonogramem.
Tak w kilku zdaniach można scharakteryzować sytuację hutnictwa w Polsce w roku 2023. Nie odbiega ona od tej w Europie, gdzie zostało wygaszonych wiele jednostek, przedłuża się remonty i czeka na powrót koniunktury.
„MH”: Wróćmy do krakowskiego oddziału ArcelorMittal Poland i zabezpieczenia pracowników koksowni i spółki Tubular Products. Jak Pan ocenia podpisane porozumienie?
A.Karol: Związki zawodowe są zobligowane do tego, by bronić stanowisk pracy. Jednakże trudno walczyć z prywatnym właścicielem, który podejmuje decyzje o zamykaniu wydziału lub likwidacji spółki. Na to bezpośredniego wpływu jako strona społeczna nie mamy. Wówczas rolą związków zawodowych jest zabezpieczenie pracowników i wynegocjowanie dla nich jak najlepszych warunków odejść lub zmiany stanowiska pracy.
Tak też stało się w przypadku koksowników jak i hutników z krakowskiej walcowni rur. Z informacji jakie do mnie docierają ponad 20 hutników zadeklarowało chęć pracy w dąbrowskim oddziale ArcelorMittal Poland. 100 koksowników będzie nadal pracowało utrzymując w jak najlepszym stanie baterię w Krakowie. W porozumieniu są satysfakcjonujące zapisy o odprawach dla ludzi, którzy zdecydują się podpisać porozumienie. Myślę, że w obecnej sytuacji to wszystko, co mogliśmy zrobić.
„MH”: Pomimo podpisanego porozumienia związkowcy zdecydowali się na marsz protestacyjny, w którym brał Pan udział. Dlaczego?
A.Karol: Pokojowy marsz protestacyjny był odpowiedzią na prowadzoną politykę wygaszania produkcji w Krakowie. Pamiętamy sytuację z częścią surowcową. Teraz wygasza się koksownię oraz zamyka się przynoszącą zysk walcownię rur, a jej linie mają być przeniesione do Czech. Trzeba też uzmysłowić wielu ludziom, którzy być może nie rozumieją naszych działań, że zamknięcie koksowni dotknie wszystkich pracowników huty. To nie tylko koszty społeczne, które ponoszą odchodzący, ale także rosnące dodatkowe obciążenia fiskalne. Gorące ciągi technologiczne wykorzystujące obecnie gaz koksowniczy będą musiały stosować znacznie droższy gaz ziemny. Podatki też będą się rozkładały na mniejszą tonażową produkcję, co w konsekwencji może doprowadzić do wzrostu cen wyrobów. Czy wówczas zarząd spółki nie powie, że w Krakowie produkcja jest nierentowna? O tym wszystkim mówiliśmy podczas manifestacji.
Nie ma naszej zgody na powolną likwidację huty w Krakowie. I z takim przesłaniem szliśmy w marszu 20 grudnia. Raz utracone miejsca pracy nie powrócą, co może pokutować w kolejnych latach. Wiele firm hutniczych boryka się z problemem tzw. luki pokoleniowej, a do tego tracimy fachowców z wieloletnim doświadczeniem. Takich ludzi na rynku pracy już nie znajdziemy. Jako strona społeczna musimy zrobić wszystko, by nie doszło do paradoksu, że odbuduje się rynek hutniczy i nie będziemy mogli produkować stali, bo nie będzie pracowników.
„MH”: Pomimo tych trudności rynkowych w wielu krajach Europy dokonuje się inwestycji, które mają doprowadzić do zapowiadanej transformacji sektora. Dlaczego Pana zdaniem nie ma takich decyzji w Polsce?
A.Karol: Pomimo, iż jesteśmy w Unii Europejskiej i podobno powinniśmy mówić jednym głosem zwyciężają partykularne interesy poszczególnych państw. Tak było, jest i chyba będzie. Widzimy jak zachowują się najwięksi gracze rynku hutniczego w krajach gdzie podpisane zostały porozumienia z rządami na dofinansowanie transformacji i przechodzenie do produkcji zielonej, bez emisyjnej stali.
W Polsce rozmowy z poprzednim rządem trwały bardzo długo. Na ostatniej prostej doszło do porozumienia i zapadła, bodajże nawet pozytywna opinia Komisji Europejskiej na współfinansowanie pieców elektrycznych w Dąbrowie Górniczej. Po 15 października mamy inną rzeczywistość. Na razie nie wiemy kto będzie odpowiedzialny za sektor stalowy w nowym rządzie i jakie będzie podejście do hutnictwa. W wypowiedziach Pani Minister Przemysłu Marzeny Czarneckiej jak do tej pory wybrzmiewają jedynie problemy górnictwa. Nie usłyszeliśmy jak dotąd nic o hutnictwie.
Chcemy, aby jak najszybciej ruszyły prace Komisji Trójstronnej, Rady Dialogu Społecznego oraz Zespołu Trójstronnego ds. Społecznych Warunków Restrukturyzacji Hutnictwa. Już wnosimy do harmonogramu prac Wojewódzkich Rad Dialogu Społecznego sprawy przemysłu energochłonnego w tym hutnictwa. Nie chciałbym, aby to źle wybrzmiało ale doświadczenie mówi ,że przed nami intensywny czas, który trzeba poświęcić na zapoznanie,edukowanie i przekonywanie polityków o ważności dla gospodarki, własnej ,krajowej branży hutniczej. W tym względzie jesteśmy już lepiej przygotowani. Współpracujemy z izbami gospodarczymi oraz uczelniami wyższymi.
Innychm poważnym problemem dla stosowania na szeroką skalę elektryków jest brak energii. Przejście na piece elektrycznej wiąże się ze znaczącym wzrostem zapotrzebowania na energię, najlepiej zieloną. A to może nam zapewnić tylko atom lub Odnawialne Źródła Energii. Panaceum dla firm energochłonnych miały być małe reaktory jądrowe. W ostatnim czasie sprawa budowy SMR trochę ucichła, a eksperci mówią, że technologia ta, na obecnym etapie jej rozwoju, jest zbyt droga i nie do końca uzasadniona. Dlatego jedynym rozsądnym i szybkim do realizacji rozwiązaniem problemu braku odpowiedniej ilości energii wydają się farmy wiatrowe na lądzie i na Bałtyku. Zdajemy sobie sprawę, że to nie zaspokoi w 100 procentach zapotrzebowania, ale znacznie ułatwi transformację. Trzeba pamiętać, że zakłady energochłonne pracują przez 24 godziny na dobę i muszą mieć stały i niezachwiany dostęp do źródeł energii. (…)
CAŁY WYWIAD PRZECZYTASZ W “MH” 1/2024