HUTNICTWO POTRZEBUJE SZYBKIEJ POMOCY!
ROZMOWA „MH” Z ANDRZEJEM KAROLEM PRZEWODNICZĄCYM RADY KRAJOWEJ SEKCJI HUTNICTWA NSZZ „SOLIDARNOŚĆ”
„MH”: Panie Przewodniczący! Trudną sytuację naszego hutnictwa pogorszyła jeszcze pandemia koronawirusa. Jak ją Pan ocenia z perspektywy minionego półrocza?
A.Karol: Europejskie hutnictwo od dłuższego czasu borykało się z problemami. Do tego wszystkiego doszła pandemia, która pogorszyła sytuację. Po 6 miesiącach bieżącego roku światowe hutnictwo odnotowało spadek produkcji na poziomie 7 proc. Jeszcze gorsza sytuacja jest w Unii Europejskiej, gdzie spadek ten wyniósł prawie 19 proc. Tylko Chiny, Turcja i Ukraina zanotowały wzrost produkcji stali surowej. To pokazuje jak trudna i złożona jest sytuacja branży stalowej, która potrzebuje szybkiej pomocy.
Wracając na nasze polskie podwórko to pierwsze półrocze nie napawa optymizmem zarówno pod względem społecznym jak i gospodarczym. Spadek produkcji stali wyniósł 16-18 proc. w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego. Związane jest to głównie z zatrzymanym wielkim piecem w Krakowie. Przypomnę, że w marcu miał on być ponownie uruchamiany, jednak ze względu na pandemię i lockdown wstrzymano prace. Nadal 750 pracowników jest na tzw. postojowym. Mamy koniec lipca i decyzji w tej sprawie nadal nie ma, choć jak patrzymy na dane to rośnie import wsadu. 74 proc. zapotrzebowania na stal w Polsce pochodzi z importu, a tylko 26 proc. zaspakajają rodzimi producenci. Ta dysproporcja z miesiąca na miesiąc wzrasta. Do tego dochodzi kwestia wypowiedzianego przez dyrekcję ArcelorMittal Poland Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy.
Trzeba też brać pod uwagę, że sytuacja z COVID 19 w Polsce i Europie nadal nie jest opanowana i nie wiemy co nas czeka jesienią. Poważne problemy ma również branża automotive, która jest odbiorcą wyrobów hutniczych. Wysokie ceny energii, stale rosnące ceny certyfikatów energetycznych i uprawnień emisyjnych, a także projekty europejskiej transformacji energetycznej i GreenDeal niosą za sobą kolejne problemy. Nie napawa to optymizmem.
„MH”: Wśród wielu zagrożeń dla hutnictwa w Polsce na czoło wysuwa się problem opłaty mocowej. Mimo apeli przedstawicieli firm energochłonnych i central związkowych rząd zajęty wyborami długo na nie nie odpowiadał, a później w ustawie o biopaliwach zaproponował przesunięcie terminu poboru opłaty na styczeń 2021. Pracodawcy i strona społeczna oceniły to bardzo krytycznie.
A.Karol: Dla wielu firm energochłonnych wprowadzenie opłaty mocowej może oznaczać przysłowiowy gwóźdź do trumny. Obawiamy się, że przedsiębiorstw, które są w bardzo trudnej sytuacji m.in. ze względu na załamanie rynku nie będzie stać na poniesienie tak ogromnych kosztów.
Rząd przez ponad 2,5 roku zapewniał nas, że przedsiębiorstwa energochłonne otrzymają ulgi na opłaty mocowe. W kwietniu bieżącego roku okazało się, że decyzja Komisji Europejskiej jest negatywna. Tak więc o 1 października będziemy mieli kolejny wzrost cen energii elektrycznej. Przesunięcie terminu opłaty przy okazji nowelizacji ustawy o biopaliwach wydaje się wielce niestosowane. Jest to zbyt poważna sprawa dotycząca wielu firm i ludzi w nich pracujących, by tak ją traktować.
Jako środowisko hutnicze apelowaliśmy i apelujemy do premiera i jego ministrów, by wejście w życie opłaty mocowej zawiesić do końca 2021 roku i w tym czasie wypracować rozwiązanie, w którym firmy energochłonne będą płaciły efektywnie opłatę mocową, jednak nie większą niż zostało to obiecane przez Ministerstwo Energii w 2017 roku. Zostało dwa miesiące, a potem mogą rozpocząć się bankructwa. Nałożenie na przemysł hutniczy nowej opłaty związanej z finansowaniem rynku mocy rzędu 50 złotych do każdej 1 MWh dla wielu firm będzie nie do udźwignięcia. Zaczną się zwolnienia a w najgorszym wypadku upadłości.
„MH”: Problemem tym zajęła się Wojewódzka Rada Dialogu Społecznego w Katowicach, która przyjęła stanowisko. Jak Pan je ocenia? Czy to wystarczająca reakcja wobec mało poważnego potraktowania sytuacji przez rząd?
A.Karol: Podczas posiedzenia on-line WRDS wypracowaliśmy stanowisko, w którym wzywamy do pilnego rozwiązania problemu braku ulgi w opłacie mocowej dla przedsiębiorstw energochłonnych, a jeżeli takowe rozwiązanie nie jest możliwe zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej, to chcemy zawieszenia opłaty do dnia 31 grudnia 2021 roku i sfinansowania powstałych w tym okresie przejściowym zobowiązań w ramach rynku mocy z innych źródeł. W tym czasie chcielibyśmy wypracować rozwiązanie, które zgodnie z prawem unijnym zapewni z jednej strony potrzebne środki na budowę nowych mocy, a z drugiej nie pogrąży ekonomicznie krajowego przemysłu energochłonnego.
Budżet zakładał w 2021 r. 4 mld dla rynku mocy, a po ostatnich aukcjach wynosi on 5,5 mld złotych. Tak więc same aukcje spowodowały wzrost o 1,5 mld złotych. We wstępnych założeniach odbiorcy końcowi z uwzględnieniem ulgi w 2021 r. mieli wpłacać około 300 mln złotych, a z ostatnich szacunków wynika, że będzie to ponad 1 mld złotych. To są ogromne środki, których przemysł nie zdoła ponieść, szczególnie w obecnej sytuacji pandemii i globalnej recesji. Jednak liczymy na to, że rząd się zreflektuje, powróci do tematu i da nam szansę na odbudowanie pozycji hutnictwa w Polsce.
Rynek mocy z założenia miał pomóc z jednej strony w modernizacji energetyki, a z drugiej strony obniżyć koszty energii elektrycznej. Tylko dwa kraje ten mechanizm wprowadziły w UE: Polska i Wielka Brytania, gdzie wsparcie otrzymały przede wszystkim niskoemisyjne technologie przyczyniające się do wzrostu elastyczności systemu i obniżenia kosztów funkcjonowania. U nas jest odwrotnie, ceny rosną.
Pyta Pan czy to wystarczająca reakcja? Sprawa rynku mocy nie jest sprawą nową. Od kwietnia br., gdy tylko dowiedzieliśmy się, że Komisja Europejska nie zgodziła się na rekompensaty dla przedsiębiorstw energochłonnych monitujemy, prosimy, wysyłamy apele, listy i analizy pokazujące jak szkodliwa dla hutnictwa jest ta opłata. Niestety w żadnym ministerstwie nie ma osoby odpowiedzialnej za hutnictwo. Często jest tak, żeby załatwić jakąś sprawę musimy odwiedzić 2, 3 a nawet 4 ministerstwa. To trochę taka spychotechnika. Nikt nie chce podjąć decyzji, a przecież chodzi o setki tysięcy miejsc pracy. Przypomnę, że w przemysłach energochłonnych wraz z kooperantami pracuje około 1,3 mln osób. Jeżeli zaczną padać jeden po drugim, to możemy się jako kraj z tego kryzysu nie podnieść.
Hutnictwo w Polsce jest w większości w rękach prywatnych i traktowane przez rząd po macoszemu. Jednak pamiętajmy, że hutnikami są Polacy, którzy utrzymują całe rodziny. Chyba nie chcemy doprowadzić do tragedii.
„MH”: Jednak trudna sytuacja hutnictwa trwa od kilku lat. Jakie są tego przyczyny i w których zakładach hutniczych jest najgorzej? Jakie stanowisko zajmuje strona społeczna i NSZZ „Solidarność”?
A.Karol: Pogarszająca się sytuacja hutnictwa w Polsce spowodowana jest spadającą z roku na rok konkurencyjnością sektora i napływem taniej stali z krajów trzecich. Gwoli przypomnienia cena energii elektrycznej za 1 MWh w Polsce jest droższa od ceny w Niemczech o około 70 złotych. Jak więc mamy konkurować na globalnym rynku jeżeli już na początku cyklu produkcyjnego mamy gorszą pozycję. Do tego dochodzi kwestia rosnących cen uprawnień do emisji CO2 i importu taniej stali z krajów trzecich gdzie takowych opłat nie ma.
Od lat europejscy hutnicy domagają się od unijnych decydentów wprowadzenia tzw. opłaty węglowej – carbon border tax. Wówczas moglibyśmy mówić o względnie wyrównanej konkurencyjności, bo wiemy, że w niektórych państwach dotuje się produkcję hutniczą i nigdy nie będzie zdrowej i uczciwej konkurencyjności.
Cały wywiad w najnowszym numerze “MH” 16/2020